Kolejny wyjazd z cyklu: „Ach, ten covid, znowu pokrzyżował mi plany”? I tak, i nie. Tak, ponieważ miałam bilety na lot do Włoch i Niemiec, ale sytuacja epidemiczna i restrykcje w Niemczech zmusiły mnie do odwołania wyjazdu. Ale Tatry są miejscem, do którego i tak planowałam pojechać, jak tylko będzie dobra pogoda. Więc jestem i wędruję ile się da.
środa, 28 października
Dzisiejsze wędrowanie odbywa się tym szlakiem:
Do Zakopanego przyjechałam wczoraj, nie bez przeszkód (sporo odwołanych kursów autobusów, przerwa między protestami w dużych miastach). Dojazd do Zakopanego ode mnie to niemal tyle samo, co do Warszawy: jakieś 6 godzin autobusami. Po Zakopanem i do głównych szlaków dojeżdża się busikami. Cena biletu jednorazowego w Zakopanem to 3 zł, płaci się przy wysiadaniu (w komunikacji miejskiej są biletomaty i na kilku przystankach też, ale tych linii jest zaledwie kilka). Do Palenicy Białczańskiej, dzisiejszego punktu startowego, bilet kosztuje 10 zł w jedną stronę.
Czerwony szlak do Morskiego Oka – długa, asfaltowa droga, po której mogą poruszać się tylko konne bryczki i pojazdy TPN.
Wodogrzmoty Mickiewicza znajdują się w miejscu połączenia Doliny Białki i Doliny Roztoki, przy trasie z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka.
Szlak zielony do Doliny Pięciu Stawów
Dolina Roztoki.
Kto pamięta książkę z dzieciństwa „Rogaś z Doliny Roztoki” o sarniątku uratowanym przez ludzi?
A w dolinie po obu stronach piękne szczyty i górskie wodospady.
Wodospad Siklawa (inaczej Wielka Siklawa) to największy wodospad w Polsce.
Ma blisko 70 m wysokości.
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Wielki Staw Polski
Schronisko PTTK przy Przednim Stawie.
Po krótkim odpoczynku w schronisku poszłam szlakiem niebieskim do Morskiego Oka przez Świstówkę Roztocką.
Widok na stawy jest niesamowity.
Przede mną widać już Rysy i Czarny Staw pod Rysami.
I wreszcie… Morskie Oko
Morskie Oko jest największym jeziorem w Tatrach.
Położone jest na wysokości 1395 m n.p.m., w górnej części Doliny Rybiego Potoku, u stóp najwyższych tatrzańskich szczytów, które wznoszą się ponad 1000-metrowymi ścianami ponad jego taflę.
Bardzo kusił mnie szlak na Czarny Staw pod Rysami, ale nogi już odmawiały współpracy.
Posiliłam się tradycyjną szarlotką ze schroniska.
Droga powrotna do autobusu.
Pięknie się idzie przez las po obu stronach, ale 9 km po asfalcie to jednak strasznie długo.
Ach, gdyby wprowadzono tutaj wypożyczalnię rowerów albo elektrycznych hulajnóg? Byłoby ekologicznie i bez męczenia biednych koni, które muszą wozić ludzi w bryczkach.
czwartek, 29 października
Pogoda w górach to sprawa kluczowa do planowania trasy. Każdego dnia sprawdzałam rano pogodę godzinową na norweskiej stronie https://www.yr.no oraz monitoring pogody w Tatrach . Tego dnia w Dolinie Pięciu Stawów i nad Morskim Okiem pokazywało śnieg, więc ruszyłam w Tatry Zachodnie.
Przepiękna jesienna Dolina Kościeliska.
Dojazd z rejonu dworców w Zakopanem to 6 zł.
Ważna rzecz przy samotnym wędrowaniu (i nie tylko):
koniecznie poinformujcie bliskie osoby i schronisko, jaką trasą się wybieracie, a w razie zmiany pogody, jakie alternatywy macie.
Droga aż do schroniska na Hali Ornak jest praktycznie taka sama: gładka i płaska, więc nadaje się na spacery dla każdego.
Nareszcie coś dzikiego:
Wąwóz Kraków
Dodaję sobie otuchy i śpiewam, aby przepłoszyć niedźwiedzie.
Zaczynają się schody… a raczej drabiny
Jaskinia „Smocza jama”
Wokół Doliny Kościeliskiej jest więcej jaskiń.
Idę zobaczyć jaskinię Mylną.
Tutaj przed kilkoma dniami widziano niedźwiedzia
(teraz już wiecie, dlaczego śpiewam)
Dobrze, że w pobliżu było więcej ludzi, więc niedźwiedź na pewno sobie poszedł.
Hala Ornak i skrzyżowanie szlaków.
Tutaj spotykam znajomych z Warszawy, którzy właśnie kończyli urlop 🙂
Schronisko na Hali Ornak.
Czas na decyzję, którędy dalej, bo zaczyna kropić.
Kieruję się dalej zielonym szlakiem na Tomanową Dolinę.
Dolina brzmi jakoś przyjaźnie, że powinno być bez wspinania.
Chyba muszę przedefiniować moje pojęcie doliny…
Zaczyna się wspinaczka w kierunku Czerwonych Wierchów.
Deszcz nie jest bardzo uciążliwy, mży zaledwie
A widoki z góry nagradzają wszystko
Chuda Przełączka.
Muszę zrezygnować z Czerwonych Wierchów, bo zaczyna padać śnieg.
Schodzę czerwonym szlakiem do doliny Kościeliskiej.
A w oddali majaczy Giewont…
Ten szlak też jest ładny.
W drodze powrotnej wstępuję na Krupówki, puste o tej porze roku.
Oscypki z żurawiną na dobre zakończenie wędrowania.
piątek, 30 października
Tego dnia, w moje urodziny, pogoda zrobiła mi superniespodziankę. Chociaż w prognozach zapowiadano opady, kiedy się obudziłam, nad górami wschodziło piękne słońce:
A na Kasprowym leżał śnieg!
Takie powietrze przejrzyste! Ale będą widoki!
Plan stworzył się spontanicznie.
Jadę kolejką na Kasprowy, potem idę szlakiem na Czerwone Wierchy i jeśli pogoda dopisze, wchodzę na Giewont.
Wjazd na Kasprowy Wierch kosztował 65 zł i zawierał także wstęp do TPN.
A takie widoki po drodze.
Jej, ale tu pięknie!
Śnieg, a wcale nie zimno!
Ludzie ruszyli na Halę Gąsienicową, a w prawo szlak słowacki.
Tatry Słowackie
Tylko ja ruszyłam w przeciwną stronę, w kierunku Kondrackiej Kopy.
Czerwony szlak biegnie wzdłuż granicy polsko-słowackiej.
Jednak ktoś już dzisiaj tą trasą szedł. Nie jestem samotnym szaleńcem 😉
Po lewej Polska, po prawej Słowacja.
A Tatry jakby takie same
Tak, jak podawały prognozy, po 12 mają się zacząć opady.
Na tej wysokości to chyba tylko śnieg?…
Jak dobrze mi
przed siebie iść, mieć dla siebie swoje dni
Kondracka Kopa, 2005 m n.p.m.
Mój pierwszy dwutysięcznik.
Zimno i wieje…
A tu jeszcze Giewont do zdobycia 🙂
Taka niespodzianka: kozica!
Nie bała się ludzi wcale, mogłam obserwować z kilku metrów.
Giewont nie był łatwy do wejścia przy tej pogodzie; wietrznie, trzymanie się łańcuchów bez rękawiczek, ale była większa grupa ludzi i razem daliśmy radę.
Mam lekkiego stracha na samą myśl o przepaści po lewej stronie…
I tak największym hardcorem był ten gorący Hiszpan w szortach.
Ponieważ zaczyna śnieżyć, wybieram najkrótszy szlak w dół.
Schodzę do Hali Kondratowej i Kuźnic.
Kto pił wodę z górskich strumieni?
Zimowa Hala Kondratowa
Schronisko na Hali Kondratowej
Urodzinowy piernik i herbata z sokiem malinowym na rozgrzanie
W górach śnieg, a w dolinach deszcz…
Taka to jesień
A na koniec urodzinowej wędrówki pizza góralska z oscypkiem.
sobota, 31 października
Ostatni dzień w górach, a właściwie tylko pół dnia. Jestem już mocno zmęczona chodzeniem, ale najbardziej dokuczają mi odciski od butów. Jakiś niewykryty wcześniej szew wpijał mi się w tylną część stopy między piętą a kostką i chodzenie nawet po równym jest torturą.
Decyduję się na jedną małą górkę na pożegnanie.
Wchodzę na Nosal
Mglisty krajobraz po deszczu.
Nosal 1206 m n.p.m.
Mówiłam, że mała górka?
Opadły mgły i Tatry ze snu się budzą…
Widok na Polanę Olczyską
A tak wygląda Nosal z dołu.
Jeszcze trochę mgły zostało
Ten niedługi odcinek kończy się w Kuźnicach i stamtąd jadę busikiem do dworca (4 zł). Nasyciłam się górskim wędrowaniem. Przeszłam łącznie 53 km szlaku, ale z podejściami nie liczonymi przez Mapę Turystyczną było ich na pewno więcej. Wbrew obawom dobrze się chodzi samemu po szlakach. Jest czas na wyciszenie, rozmyślanie i chłonięcie przyrody. Idę swoim tempem i podziwiam widoki.
Czas na kolejną część mojej wyprawy, ale to już w innym wpisie.
__________
Nocleg: Willa „Mavi”
Szlaki:
Inne linki:






















































































