Pomysł na niedzielną wycieczkę: jedziemy do Sandomierza.

Po drodze wypatrzyłam wieżę widokową w Różance, a przy niej wiatrak. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby poczytać trochę historii z czasów zaborów, kiedy było zakazane posiadanie żaren do mielenia zboża i zaczęto stawiać wiatraki.


Najbardziej kryminalne miasto w Polsce, a wygląda tak niewinnie… Wszystko za sprawą serialu „Ojciec Mateusz”, który napędził turystów do Sandomierza. Poza serialową fikcją to spokojne miasteczko z wieloletnią historią i zabytkami. Spędziliśmy w nim niedzielne południe, przechodząc wąwozem Królowej Jadwigi, następnie spacerując po rynku do Bramy Opatowskiej, a kończąc na katedrze.



Najciekawszymi obiektami dla nas były: wielki pierścień z krzemieniem pasiastym, figura linoskoczka obok bramy i nieco przerażające obrazy we wnętrzu katedry przedstawiające sceny martyrologii.





Do „Świata Ojca Mateusza” tylko zajrzeliśmy z zewnątrz, nie oglądaliśmy serialu, żeby się wciągnąć w tematykę.






Wracając z Sandomierza nie odpuściliśmy po drodze zamku w Baranowie Sandomierskim, zwanym „Małym Wawelem”. Formę tę zamek uzyskał w latach 1591—1606 dzięki Santiemu Gucci, który go przebudował. Otoczony jest pięknym parkiem, niestety o tej porze roku niewiele można było podziwiać z kwitnących roślin.







Nie zwiedzaliśmy pałacu w środku, poprzestaliśmy tylko na spacerze po parku i wejściu na dziedziniec, ale jeśli macie więcej czasu, to można kupić bilet na miejscu i odwiedzić wystawy.
Sandomierz i Baranów Sandomierski są niedaleko od siebie, więc w ciągu jednego dnia można zwiedzić oba miejsca, bez intensywnego planu. Park przy zamku lepiej zostawić sobie na bardziej ukwiecone miesiące, w marcu było jeszcze dosyć pusto. Natomiast Sandomierz przy słonecznej pogodzie bardzo przyjemnie nas ugościł.