Balkan trip

Nie znam chyba nikogo z mojego pokolenia, które jako dziecko nie słyszało o Bałkanach. Lata 90. w których dorastaliśmy, przyniosły gwałtowne przemiany polityczne, wsród nich rozpad Związku Radzieckiego, rozpad Jugosławii i wojny na Bałkanach. Przez wiele lat myślałam o tym regionie z obawą, czy da się tam w ogóle bezpiecznie pojechać. Dopiero kiedy poznałam kilku znajomych z tych krajów na międzynarodowych zlotach harcerskich i młodzieżowych, a było to już z ponad dziesięć lat po zakończeniu wojny, zaczęłam się Bałkanami mocniej interesować. Do odwiedzenia ostatecznie przekonał mnie blog Bałkany Rudej, czyli Oli Chabros, która zjeździła Bałkany wzdłuż i wszerz, wydając kilka przewodników. Bałkany na czterech kółkach były moją inspiracją do ułożenia samochodowej trasy i w ogóle do wypuszczenia się w podróż własnym samochodem.

Pierwszy realny pomysł na wyjazd pojawił się na początku 2020 roku, kiedy odezwała się do mnie koleżanka ze studiów i zaproponowała wspólną wyprawę. Niestety z powodu sytuacji epidemicznej nasza wyprawa nie doszła do skutku i przekładałyśmy ją z roku na rok. W tym roku powiedziałam sobie: teraz albo nigdy, jeśli nie z nią, to jadę sama Kikamperem. I tak zrobiłam.

Przygotowania do wyjazdu

Z najważniejszych rzeczy do załatwienia przed podróżą to:

  • wykupienie ubezpieczenia Assistance i zielonej karty
  • ubezpieczenie turystyczne (darmowa karta EKUZ działa tylko w krajach UE, poniżej wpisu link do ubezpieczenia na cały świat, które wykupiłam)
  • sprawdzenie stanu technicznego samochodu i zabranie podstawowych płynów do uzupełniania (do chłodnicy, hamulcowy, olej)
  • obowiązkowe wyposażenie w większości krajów to: apteczka, trójkąt bezpieczeństwa, kamizelka odblaskowa, lina holownicza, komplet zapasowych żarówek, dowód rejestracyjny pojazdu z ważnym przeglądem technicznym, ważne ubezpieczenie OC
  • wykupienie elektronicznych winiet na przejazdy w Słowacji, Węgrzech, Słowenii, Kosowie i Bułgarii
  • zapasowa nawigacja oprócz map Google (np. Tom Tom, mapy offline: maps.me) i tradycyjny papierowy atlas Europy
  • gotówka w euro do wymiany na miejscu w kantorze (nie wszędzie da się płacić kartą). W niektórych krajach akceptują płatność euro w sklepach i wydają resztę w lokalnej walucie. Kraje, w których euro jest oficjalną walutą, to Słowenia, Czarnogóra i Kosowo (od stycznia 2023 też Chorwacja)
  • roaming UE działa w Słowenii, Chorwacji i Bułgarii. Jadąc poza UE warto kupić lokalną kartę SIM w jednym z krajów za ok. 10 EUR na 15 dni dla turystów i korzystać z internetu w pozostałych, czyli w Serbii, Bośni, Czarnogórze, Albanii, Kosowie i Macedonii dzięki wspólnemu roamingowi.
  • sprzęt turystyczny, ubrania i buty zabieramy według uznania i doświadczenia (oraz miejsca w aucie). We wrześniu w nocy było chłodniej, a w górach w Bośni temperatura spadła aż do 3 stopni, więc przydał się ciepły śpiwór, koc i dodatkowa warstwa bielizny termoaktywnej.
  • do jedzenia najlepiej wziąć suchy prowiant, a owoce, warzywa i nabiał kupować świeże na miejscu. Ceny są podobne, jak w Polsce, więc szkoda wozić rzeczy, które można szybko uzupełnić. Ja miałam kasze, makarony, owsianki i gorące kubki oraz kuchenkę turystyczną do zagotowania wody, ale nie zawsze był czas, siły i pogoda na gotowanie, więc robiłam to nieregularnie i od czasu do czasu jadłam gotowe posiłki w restauracjach.
  • do szukania bezpiecznych noclegów w aucie oraz parkingów w miastach używałam aplikacji https://park4night.com . Najbardziej rzeczowe były dla mnie komentarze Niemców, którzy chyba całą Europę zjeździli camperami i kwestie bezpieczeństwa oraz legalności postoju mają jako priorytet.

14 września, środa
Polska – Słowacja – Węgry

Pełna obaw i niepewności wyjechałam z domu po pracy, mając w głowie świadomość, że jest to moja pierwsza samochodowa wyprawa zagraniczna. Mam prawko dopiero od listopada 2020 roku i niewiele przejechanych kilometrów, a wypuściłam się w nieznane. Rodzice pożegnali się ze mną tak, jakby nigdy już nie mieli mnie zobaczyć 😛

Półtorej godziny w korku za Duklą. Wypadek na drodze i zatarasowany przejazd

Tego dnia miałam w planie przejechanie Słowacji i dotarcie do Miszkolca na Węgrzech, tuż za słowacką granicą. Miało być niecałe 4 godziny drogi, zeszło się dłużej przez stanie w korku jeszcze przed przekroczeniem polskiej granicy, a potem ulewny deszcz i całe kolumny ciężarówek. Jadąc autem z włączonymi nieustannie wycieraczkami byłam niemal jak w transie. Nie docierało już do mnie, że nawigacja prowadzi mnie co i rusz przez centrum jakiegoś słowackiego miasta przez wielopasmowe ronda czy obok tramwajów, z czym do tej pory nigdy nie miałam do czynienia. Podążałam bez zastanowienia za jej wskazówkami, czasami przez roztargnienie skręcając w nie ten zjazd, co trzeba.

Późnym wieczorem dotarłam do opustoszałego parkingu koło Auchan w Miszkolcu. Niestety restauracje wokół hipermarketu i wraz z tym toalety były już zamknięte. Ułożyłam się do snu pierwszej nocy mojej ponad dwutygodniowej wyprawy z mieszanką obawy i ogarniającego zmęczenia.

15 września, czwartek
Węgry – Słowenia

Nie takie straszne to spanie w aucie, jak się wydawało. Obudziłam się wcześnie rano, żeby wejść do łazienki i sprawdzić ceny w sklepach. Nie kupiłam stolika turystycznego, który by mi się przydał w podróży, bo był za duży, ale osłona na szybę od tej pory przejęła funkcję stolika do przygotowywania posiłków w samochodzie.

Typowe śniadanie w samochodzie: kanapki z pastą, sałatka ze świeżych warzyw z serem i solą ziołową

Jadę przez Węgry trasami raczej nie głównymi, ale nie narzekam zbytnio, bo nie ma dużego ruchu. Słucham muzyki z lokalnego radia Retro, mijam winnice, wzgórza, jest sporo zatoczek przy drodze, gdzie można się zatrzymać i rozprostować nogi. Dzisiaj mam do przejechania ponad 500 km, więc trzeba robić przystanki. Dobrze, że przeważnie nie pada.

Tihany

Dłuższy postój na zwiedzanie robię w Tihany. Jest to zabytkowe miasteczko pachnące lawendą, ponieważ w tym regionie uprawia się i przerabia lawendę. Jest położone na półwyspie Tihany na północnym brzegu jeziora Balaton, który od lat 50. ubiegłego wieku został ustanowiony rezerwatem przyrody. Spotkacie tutaj kamienne domki kryte strzechą, w których można kupić wyroby z lawendy, produkty ceramiczne, a także narodowe warzywo Węgrów: paprykę.

Z historycznych zabytków warto wymienić opactwo benedyktyńskie z XI wieku. 

Cała okolica Balatonu jest interesująca i można spędzić tam dłuższy urlop, ja byłam tylko jeden dzień przejazdem w drodze na Bałkany.

Tuż przed zakończeniem dnia przekraczam granicę ze Słowenią i pokonuję drogę do Mariboru w deszczu (ach, czy to się kiedyś skończy?). Znajduję miejsce noclegowe koło dworca kolejowego i lekko oszołomiona po całodziennym prowadzeniu idę na spacer po mieście. Trzeba się dotlenić przed snem i koniecznie zjeść coś ciepłego, bo na langosza w Tihany niestety się nie załapałam (wszystko było zamknięte).

Maribor

Maribor to drugie co do wielkości miasto Słowenii oraz stolica jednego z większych regionów winiarskich Slovenska Štajerska. Jego najbardziej dynamiczny rozwój przypada na XVIII i XIX wiek za czasów cesarstwa austro-węgierskiego. Ja obejrzałam miasto głównie wieczorem, ale klimat starego miasta i lokalnych restauracji otwartych do późna był niezapomniany. 

Ta uliczka tętniła życiem mimo deszczu.
Na Bałkanach nie było mi łatwo znaleźć wegetariańskie potrawy, ponieważ większość opiera się na mięsie, ale grillowane warzywa zawsze smakują dobrze

16 września, piątek
Słowenia

Zamek Celje

Moja podróż po Bałkanach zaczęła się deszczowymi dniami i jak się później okazało, była to nietypowa pogoda jak na tę porę roku w tym regionie. Powinno być słonecznie i ciepło. Ale jak się nie ma to, co lubi, to się lubi, co się ma 😉 cieszyłam się więc z soczystej zieleni w kadrze i z parujących lasów po deszczu. Słowenia zachwyciła mnie górskim krajobrazem i onieśmieliła krętymi drogami (wtedy nie wiedziałam, że mapy Google prowadzą mnie według opcji „unikaj opłat”, chociaż miałam wykupioną tygodniową winietę 😁 tylko z powodu obawy o stan dróg w deszczu odłożyłam na inny czas trasę po alpejskiej części Słowenii. Mam przeczucie, że jeszcze tu wrócę.

Co trzeba koniecznie odwiedzić w Słowenii? Jezioro Bled!

To najbardziej znane miejsce ze względu na malutką wysepkę z kościołem. Ale w okolicy można podziwiać nie tylko wyspę, ale i zamek Bled, przespacerować się okolicznymi ścieżkami wzdłuż jeziora i (dla wytrwałych) wspiąć się na jeden z punktów widokowych o wschodzie słońca, żeby podziwiać widoki. Ja przyjechałam po południu i cudem trafiłam na okienko pogodowe, więc zostawiam was z mglistymi widokami.

Bled

Przed zmrokiem docieram do Lublany. To pierwsza odwiedzona stolica podczas tej wyprawy i jestem nieco przestraszona ruchem ulicznym. Miejsce, gdzie miałam się zatrzymać, nie miało parkingu w pobliżu i w przerażeniu krążę ulicami bez celu, szukając dowolnego postoju, żeby znaleźć coś do zaparkowania. To ważna lekcja w tej podróży: parkingi nie można wybierać spontanicznie, trzeba je wcześniej wyszukać. Zatrzymuję się koło Lidla, robię małe zakupy i dzięki park4night znajduję darmowy parking w pobliżu stacji benzynowej na tę deszczową noc w stolicy Słowenii. Jeszcze wieczorem próbuję zagotować wodę w kuchence na zupkę chińską, bo nie mam już jak poszukać miejsca z jedzeniem, a jest nieprzyjemnie chłodno. Jutro wybieram się na nabożeństwo w Lublanie.

17 września, sobota
Słowenia – Chorwacja

Nie miałam szczęścia w Lublanie ani do pogody, ani do miejsca, do którego specjalnie przyjechałam (nabożeństwo w kościele Adwentystów w sobotę było odwołane ze względu na większy zjazd w innym miejscu). Ale korzystając z tego, że już tam dojechałam i przenocowałam, udałam się na krótki spacer po mieście. Historyczna część Lublany (lub Ljubljany) jest niewielka i można obejść ją pieszo. Przeszłam przez dwa mosty na rzece, zobaczyłam plac targowy i zabudowę z czasów austro-węgierskich. Ma to swój klimat, chociaż mi zajęło to nie dłużej, niż 2 godziny. 

Lublana
Darmowe drogi przez Słowenię nagradzają widokami.

Decyduję się jechać dalej, do Chorwacji, tam ma wreszcie przestać padać. Chociaż po drodze przez góry napotyka mnie potworna nawałnica. Kiedy docieram już jednak do mostu do wyspy Krk (przejazd obecnie jest darmowy), wychodzi słońce.

Malinska, Krk
Zachód słońca na Krk

Robię długi spacer wzdłuż wybrzeża z przerwą na rybki z frytkami (cena była przyzwoita, 10 EUR) i tak kończy się pogodny, choć chłodny wieczór w Malinskiej na wyspie Krk.

18 września, niedziela
Chorwacja

Stara Baska

Z samego rana jadę na południowy kraniec wyspy, do Starej Baski. Wąziutkie drogi prowadzą mnie do osady nad zatoką, gdzie zakotwiczone są rybackie łodzie i prawie nie ma gdzie zaparkować. Czuję się rozczarowana tą Chorwacją: no ładnie, woda czysta, ale wokoło skały i niczego ciekawego tu nie ma. Przereklamowane to.

W drodze powrotnej mijam ogromny port z żaglówkami i żałuję, że nie mam gdzie stanąć i zaparkować, bo był to piękny widok.

Krk

Krk to główne miasto wyspy Krk w Chorwacji. Słynie z najładniejszych plaż na wyspie i bywa dosyć zatłoczony, ale we wrześniu nie było tak źle. Pospacerowałam sobie po zadbanym starym mieście, podziwiając twierdzę Frankopanów, dzwonnicę i plac miejski, a także próbując lodów figowych na nadbrzeżu. Przyjemne miasteczko do postoju podczas objazdu po wyspie. 

Opuszczam Krk i jadąc dalej na południe staję na chwilę na rozdrożu, zastanawiając się, gdzie teraz pojechać: czy prosto do Jezior Plitwickich, czy może odwiedzić znajomych stacjonujących gdzieś w okolicach Zadaru? Telefon do nich i udaję się Magistralą Adriatycką w kierunku Zatonu koło Zadaru.

Jadranska Magistrala

Droga wzdłuż wybrzeża jest bardzo malownicza, chociaż nieraz trzeba zwalniać na zakrętach, podjeżdżać pod górę i przez to szybciej kończy mi się paliwo. W lekkim przerażeniu wypatruję stacji benzynowej, bo na tych pustkowiach niełatwo o to. Na szczęście paliwa do stacji wystarczyło i ostatnie kilometry dojeżdżam już spokojnie z pełnym bakiem.

Gorący posiłek ugotowany nad morzem smakuje jak nigdy.

Romantyczny Kikamper w zachodzącym słońcu… Kąpiel w morzu… Gorący posiłek z menażki na koniec dnia… Tak cieszę się z pierwszego dnia bez deszczu. Odwiedziłam znajomych z Polski, którzy spędzili tydzień w tym zacisznym miejscu. Jest ciepło i bezpiecznie. Zbieramy z drzew dzikie figi, które zjem jutro na śniadanie. Zasypiam z szumem fal za oknami.

19 września, poniedziałek
Chorwacja – Bośnia i Hercegowina

Owsianka ze świeżymi figami i borówkami

Spotkanie z ludźmi było mi potrzebne po kilku dniach samotnej podróży w deszczu. Nazajutrz zbieram się jednak wcześnie, żeby dojechać jak najszybciej do Jezior Plitwickich. Razem ze znajomymi odkrywamy, że miałam ustawione w mapach Google „unikaj opłat” i dlatego gps prowadził mnie samymi darmowymi, krętymi drogami, chociaż miałam wykupione winiety aż do Słowenii. Tym razem wyłączam tę opcję na dobre i wybieram odcinek autostradą.

Jeziora Plitwickie w Chorwacji to jedno z najpiękniejszych miejsc w tym kraju, które nie znajdują się na wybrzeżu. Ten największy i najstarszy chorwacki park narodowy kryje w sobie 16 jezior, oddzielonych od siebie wapiennymi progami, po których spływa woda, tworząc liczne kaskady i wodospady.

Veliki Slap

Cztery dolne jeziora leżą w kanionie, gdzie można zobaczyć także największy wodospad w parku, czyli Veliki Slap (78 m). 

Pomiędzy zbiornikami wędruje się po drewnianych kładkach, a przez największe jezioro Kozjak kursują statki (rejs w cenie biletu). Bilet jest dosyć drogi w sezonie (300 kun + parking 10 kun/h), ale w okresie jesiennym i zimowym, kiedy dostępne są tylko wybrane trasy, robi się znacznie tańszy… i mniejszy jest też tłok. 

Z trasą uwinęłam się w 4 godziny, wyprzedzając ludzi na szlakach. Na środku jeziora Kozjak, kiedy płynęliśmy statkiem, zaczął padać ulewny deszcz, aż dopłynęliśmy do dolnych jezior, które można podziwiać z różnych wysokości, dzięki temu widać piękny kanion.

Tego dnia w planie miałam także przekroczenie granicy z nowym krajem, w którym nie ma już roamingu EU.

Bihać

Pierwsze miasto, w którym się zatrzymałam w Bośni, to Bihać nad rzeką Uną. Tutaj jestem na krótko, żeby kupić kartę SIM, która będzie mi służyć w kolejnych sześciu bałkańskich krajach. Bośnia jest krajem, gdzie połowa mieszkańców to muzułmanie, więc tuż po przekroczeniu granicy w każdej wiosce można zobaczyć meczet. Tego dnia przekraczam też część będącą Republiką Serbską (Bośnia jest podzielona na kilka części, a ludność jest wielonarodowa i wielowyznaniowa).

W Bośni na początku zauroczyły mnie góry, a potem wielkie przestrzenie pomiędzy nimi. Czułam się jak u siebie w Bieszczadach.

Na koniec dnia dojechałam do miasta Jajce, leżącego nad rzeką Pliva.

Młyny na rzece Pliva

Wybieram się na wieczorny spacer po mieście, ale jest opustoszałe. Temperatura spada poniżej 10 stopni i zapowiada się bardzo chłodna noc, więc trzeba się rozgrzać ciepłym jedzeniem i ciepło ubrać przed nocą w samochodzie. Zatrzymuję się koło supermarketu Bingo, w którym są toalety, restauracja z niebywale tanią pizzą i parking oświetlony przez noc, więc nocleg zapowiada się bardzo przyzwoity. Chociaż było tylko 3 stopnie, śpię w cieple bez przerwy do rana.

Jajce – twierdza

20 września, wtorek
Bośnia

Jajce

Jestem ciekawa tego nowego kraju, który odwiedziłam i z samego rana wybieram się na spacer po mieście. Przyjemnie jest spacerować po zabytkowej starówce, chociaż wojenne wspomnienia przebijają tutaj co krok. 

Wodospad Pliwski w samym środku miasta
Na wielu budynkach widać ślady po kulach.

Większość krajobrazów, jakie widziałam w Bośni, to góry. Sama droga na południe kraju była malownicza, a jak doszła do tego mgła po deszczu, to już w ogóle. I chociaż jazda po serpentynach dawała nieźle popalić (w każdym tego słowa znaczeniu), to dla tych widoków było warto. Pojedźcie do Bośni samochodem i zwyczajnie cieszcie się drogą!

Nie wspominałam jeszcze, ale wszędzie spotykałam samych uprzejmych i pomocnych ludzi. Starsi zazwyczaj nie mówią po angielsku, ale młodsi zazwyczaj tak i wszędzie da się jakoś porozumieć. Warto zapamiętać sobie pozdrowienia „dobre jutro” lub „dobry dan” i „hvala” (dziękuję), a wtedy jest dużo naturalniej.

Jablanica
Mostar

Mostar, uznawany za najpiękniejsze miasto w Bośni, jest znany dzięki charakterystycznemu kamiennemu mostowi, wzniesionym w XVI w. Wraz z przylegającymi do niego budynkami w stylu osmańskim i śródziemnomorskim został wpisany na listę UNESCO. Obecny kształt to rekonstrukcja z 2004 roku razem z warowniami.

To nagromadzenie sklepików przypomina mi trochę Krupówki, a trochę Most Rialto w Wenecji.
Po mieście chodzą tabuny wycieczek i jest dosyć ciepło, więc ciężko jest znaleźć miejsce odosobnienia.

Z ciekawych miejsc do zobaczenia w pobliżu mam na liście tekiję w Blagaj, czyli monastyr muzułmański derwiszów. Brzmi to tak egzotycznie, a położenie jest równie niezwykłe, bowiem dom jest przyklejony do imponującego masywu skał nad ujściem rzeki Buny. Wokoło jest sporo restauracji, gdzie można usiąść i podziwiać krajobraz nad szmaragdową wodą.

Tekija w Blagaj

Żeby nie było tak pięknie: nawigacja trochę wariuje i prowadzi mnie usilnie drogami na skróty, które fizycznie nie istnieją albo są wąskie i nieprzejezdne. Upieram się przy głównej drodze i jadę dalej na południe.

Stolac, restauracja w budynku dawnego młyna

Droga prowadzi mocno w górę, kiedy znowu wjeżdżam w rejon Republiki Serbskiej. Miejscowości i stacje benzynowe są od siebie mocno oddalone, a spalanie jest intensywne. Jadąc po Bałkanach dobrze sprawdzajcie, czy macie zatankowane do pełna i gdzie jest najbliższa stacja benzynowa. Ja jeździłam kilkakrotnie na granicy rezerwy i było to stresujące, zwłaszcza kiedy dookoła było tylko pustkowie.

Trebinje

Już po zmroku docieram do Trebinje, miasteczka niedaleko granicy z Chorwacją i Czarnogórą. Zatrzymałam się na wzgórzu kościelnym, więc jutro z rana czekają mnie piękne widoki. Ostatnia noc w Bośni jest spokojna, chociaż bardzo wietrzna. Jestem zdumiona, że przejechałam ten kraj praktycznie w jeden dzień.

21 września, środa
Bośnia – Chorwacja – Czarnogóra

Trebinje

Tak, jak się spodziewałam, panorama miasta ze wzgórza o poranku jest urzekająca. Nie mam dzisiaj czasu, żeby się przespacerować, ponieważ wybieram się do Dubrownika. Okazuje się, że to zaledwie 30 kilometrów stąd. Przejście graniczne na szczycie góry jest praktycznie puste, a widoki na wybrzeże przepiękne.

Widok na miasto ze wzgórza Srd

Stare miasto Dubrownika stanowi unikalny w Europie, zachowany w całości układ urbanistyczny średniowiecznego miasta wraz z systemem umocnień obronnych i zostało wpisane w całości na listę UNESCO.

Dubrownik

Dubrownik jest jednym z najważniejszych centrów turystycznych Chorwacji, ściąga licznych fanów popkultury dzięki nakręconym tam scenom z serialu „Gra o tron” oraz „Gwiezdne wojny”. 

Ja nie doceniłam tego miasta aż tak bardzo, ponieważ trudno było tam zaparkować, ceny są bardzo zawyżone, a nawet we wrześniu po letnim sezonie wypełnione jest tłumami ludzi. Jeżeli macie pomysły, jak cieszyć się Dubrownikiem ekonomicznie, czekam na wasze komentarze. 

Kupari

Jeżeli szukacie oryginalnego miejsca na plażowanie koło Dubrownika, wybierzcie się do zatoki umarłych hoteli w Kupari. To opustoszały jugosławiański kompleks hotelowy, zrujnowany i splądrowany w czasie wojny bałkańskiej. Świetne miejsce na urbex, ale także na zaciszny camping dla niewymagających wygód.

Zatoka umarłych hoteli

To bardzo intensywny dzień, bo wjechałam właśnie do trzeciego kraju w ciagu jednego dnia. Jestem w Czarnogórze i zamierzam zwiedzić Bokę Kotorską. Nie ma tu dużych dystansów, ale droga wije się wzdłuż zatoki wieloma zakrętami i przez to trzeba zwolnić, co akurat jest wskazane dla podziwiania widoków.

Herceg Novi

Herceg Novi to jedno z bardziej uroczych, eleganckich i pięknie położonych miast Czarnogóry, zaraz po przekroczeniu granicy z Chorwacją. Przez 200 dni w roku swieci tu słońce, latem tonie w kwiatach i panuje tutaj przyjemny śródziemnomorski klimat. Do zwiedzania są trzy twierdze, wieża zegarowa na starym mieście i monastyr. To dobry wstęp do odkrywania Boki Kotorskiej. 

Herceg Novi

Nie zatrzymałam się tutaj na długo, ale pospacerowałam po starym mieście i zjadłam obiad: wielką porcję risotto i szopską sałatkę. Ciekawe połączenie bałkańsko-śródziemnomorskiej kuchni.

Herzeg Novi

Podczas wizyty w Peraście warto przespacerować się wśród jego wąskich uliczek oraz nadmorskim nadbrzeżem.

Perast

Nad miasteczkiem góruje 55-metrowa wieża kościoła św. Mikołaja, a kiedy wejdziemy po schodach w górę powyżej domów, będziemy mieć piękną panoramę miasta oraz wysepki Gospa od Škrpjela. Elegancki, śródziemnomorski charakter i klimat sprzyjają zwiedzaniu. 

Perast
Czułam się tutaj jak na wakacjach we Włoszech.

Do Kotoru dojechałam już po zmroku, ale i tak wybrałam się na spacer po starym mieście. 

Kotor

Kotor wraz z całą zatoką został wpisany na listę UNESCO. Jest otoczony murami, po których można chodzić za darmo, do wnętrza prowadzą trzy bramy. W środku warto odwiedzić wieżę zegarową, Pałac Książęcy, Teatr Napoleona oraz arsenał, a także kościół św. Tryfona. W restauracjach jest grana muzyka na żywo, a ludzie siedzą na zewnątrz, nigdzie się nie spiesząc. 

Kotor
Kotor

Byłam zachwycona klimatem, oczarował mnie o wiele bardziej, niż Dubrownik i postanowiłam obejrzeć miasto jeszcze raz za dnia.

22 września, czwartek
Czarnogóra – Albania

Właśnie upłynął pierwszy tydzień mojej wyprawy, a ja nadal jestem w drodze na południe. Tempo jest intensywne na zmianę z niespiesznym, mam trochę zapasu czasowego, więc wszystko jest w porządku. Wybieram się rano na spacer po mieście, żeby zobaczyć stary Kotor w świetle dziennym.

Wieża zegarowa i twierdza
Mury miejskie, po których można chodzić za darmo.
Kościół św. Tryfona
Koty w Kotorze
Budva

Budva to jeden z największych nadmorskich kurortów Czarnogóry. Warto się tu wybrać ze względu na niewielką, ale uroczą starówkę, liczne sklepiki z pamiątkami i lokale gastronomiczne. Nie brakuje też tutaj pięknych plaż, ale lepiej skorzystać z nich po sezonie, kiedy jest spokojniej.   

Ta malownicza wysepka, połączona ze stałym lądem za pomocą grobli, to charakterystyczny symbol Czarnogóry. Niestety nie jest dostępny do zwiedzania, ponieważ starówka została przekształcona w ekskluzywny hotel. Żeby podziwiać ją z góry wystarczy zatrzymać się na jednym z parkingów przy drodze. 

Sveti Stefan

Czarnogórę przejechałam szybciej, niż myślałam. Ten kraj jest jednak malutki, ale warto poświęcić mu więcej czasu, jeśli nie pędzicie z kraju do kraju, jak ja. W połowie dnia pojechałam w stronę granicy z Albanią i przekonałam się, że warto w tym celu wybierać inną porę dnia (lub mniejsze przejście graniczne). Spędziłam półtorej godziny w korku na granicy, co do tej pory mi się nie przydarzyło. Później zaplanowałam do obejrzenia zamek Rozafa koło Szkodry i musiałam się wycofać, bo podjazd był zdecydowanie za stromy, zatamowałam ruch i nie było jak zaparkować :/ naprodukowałam sobie dużo stresu na pierwsze momenty w Albanii. Kolejne były podczas jazdy po autostradzie, kiedy okazało się, że zjazdy z autostrady nie były łagodnym łukiem, tylko skrętem o 90 stopni w prawo :/ do tego nieoznakowane betonowe progi zwalniające, szalony styl jazdy albańskich kierowców i nie zawsze działające jak trzeba mapy Google. Potrzebowałam spokojnego azylu, żeby ochłonąć.

Albańskie Malediwy! 

Pierwszy wieczór spędziłam w tym pięknym miejscu na środku Laguny Patokut. To restauracja z domkami na palach, gdzie można spróbować wyśmienitych ryb i lokalnych potraw. Znalazłam tutaj także spokojny nocleg wraz z innymi camperowiczami.

Restauracja Bella Vita

Wybaczcie tyle emocjonalnej prywaty. Albania była krajem, z którym wiązałam największe obawy przed jazdą i ogólnym radzeniem sobie na drogach, ale większość obaw okazała się bezpodstawna, a w tym szaleństwie jest metoda 😀 cieszę się, że tam dojechałam! 

23 września, piątek
Albania

Kiedy już opanowałam pierwszy strach przed albańskimi drogami, czas na zwiedzanie!

Kruja

Kruja – ważne miasto dla albańskiej tradycji narodowej. Mieści się tutaj twierdza oraz muzeum Skanderberga – bohatera narodowego, który bronił kraju przed najazdami osmańskimi. Malowniczą częścią jest stary bazar, gdzie można kupić pamiątki i wyroby tkackie. 

Stary Bazar

Do miasta prowadzi bardzo kręta droga w górę, więc jedźcie ostrożnie! Jeśli chodzi o parkingi, ja znalazłam jakiś pusty plac, przy którym pojawił się człowiek z warsztatu samochodowego naprzeciwko i zażądał 200 lek lub 1 eur. Jeżeli nie jest to oficjalny płatny i strzeżony parking, tak się zdarza.

Pomnik Skanderberga

Dalej w programie mam Półwysep Rodonit. To jedno z najpiękniejszych części albańskiego wybrzeża. Dojazd krętą drogą i niekiedy wybrakowaną, ale widoki na szczycie niesamowite. W powrotnej drodze znajdziecie plażę San Pietro, która we wrześniu była zupełnie pusta i wszystkie słomiane parasole wolne 😉

Kepi i Rodonit
Plaże w Albanii, choć piękne, są niestety strasznie zaśmiecone.

W Albanii spotkała mnie rzecz, której się najbardziej obawiałam: awaria samochodu. Na szczęście nie była poważna, uszkodził się tylko czujnik chłodnicy, co nie przeszkadzało w normalnej jeździe. W warsztacie samochodowym dogadałam się za pomocą translatora Google i uprzejmi mechanicy wyłączyli mi kontrolkę. Powiedzieli, że dojadę z tym do domu i na miejscu sobie naprawię. Powtórzyło mi się to później w Macedonii, gdzie zdiagnozowali to samo, więc już byłam spokojniejsza i nie zwracałam uwagi na świecącą całą drogę kontrolkę.

Droga do stolicy kraju, Tirany, a następnie jazda po mieście, to było dla mnie ogromne wyzwanie. Ogromny korek, brak wyraźnych pasów ruchu, specyficzne zasady pierwszeństwa – przetrwałam nieświadoma szaleństwa, na jakie się porwałam. Centrum miasta pozytywnie mnie zaskoczyło. W ostatnich latach przeszło znaczącą metamorfozę i w ostatnich blaskach dnia zyskało szczególny klimat. 

Tirana

W samym środku leży Plac Skanderberga z pomnikiem. Za południowym krańcem placu są usytuowane budynki rządowe i Teatr Narodowy, za którym pozostawiono ogromny bunkier udostępniony dla turystów. Bunk’Art 2 to wystawa ku pamięci ofiar reżimu komunistycznego w Albanii. 

Bunk’Art 2

Polecam także spacer deptakiem Murat Toptani i odwiedzenie współczesnej galerii w murach dawnej twierdzy. 

Za zabytkowymi murami kryje się centrum handlowe

W Albanii po raz pierwszy od początku tej podróży decyduję się na płatny parking jako miejsce noclegu. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

24 września, sobota
Albania

Dzień dobry!

Dzień odpoczynku. Dzisiaj mam w planach bardzo spokojny dzień bez zwiedzania i dalekich podróży. Wybieram się na sobotnie nabożeństwo do lokalnego kościoła Adwentystów, który mieści się w zielonej części miasta tuż obok parku. Mam dużo czasu, bo aż do 10:30, więc wykorzystuję czas na spacer.

Park miejski w Tiranie

Kościół był tym razem otwarty 🙂 trafiłam też na nabożeństwo w języku angielskim, więc mogłam skorzystać z treści. Albański jest melodyjny, ale kompletnie dla mnie niezrozumiały, chociaż czasami wyłapuję słowa, które kojarzą mi się z innymi językami. Spędziłam bardzo wesoły czas wśród rodzin z dziećmi i młodzieżą, był też wspólny posiłek.

Kościół Adwentystów w Tiranie

To spotkanie było dla mnie niezwykłe w trakcie mojej bałkańskiej podróży. Ingrid i jej mama Heike z Niemiec wybrały się w podróż po Bałkanach zwykłym samochodem osobowym, bez żadnej presji czasu. Tak się złożyło, że spotkałyśmy się w tym samym czasie w kościele Adwentystów na sobotnim nabożeństwie w Tiranie 😀 nie mogłyśmy się nagadać, wymieniając wrażenia z podróży. Bardzo potrzebowałam kontaktu z ludźmi po tygodniu solo. 

Jezioro Ochrydzkie

Nad Jeziorem Ochrydzkim, najgłębszym jeziorze na Bałkanach, zatrzymałam się po stronie albańskiej w Pogradeci. Wygląda niczym nadmorski kurort i tutaj znajduje się też była rezydencja letnia Envera Hodży. Przespacerowałam się promenadą wzdłuż plaży, mijając po drodze liczne restauracje i park. Spokojne miejsce na leniwe wakacje. 

Pogradec

25 września, niedziela
Albania – Macedonia

Czas na kolejny kraj: Macedonia! 🇲🇰 

Bitola

Bitola, drugie największe miasto Macedonii, leży tuż obok granicy z Grecją. Aż kusi, żeby skoczyć dalej na południe, ale podróż jest zaplanowana co do dnia. Najbardziej tutaj rzuca się w oczy charakterystyczna wieża zegarowa oraz pomnik Aleksandra Macedońskiego. Przespacerowałam się wzdłuż deptaku 1 Maja, w niedzielę rano było niewiele ludzi, ale miła atmosfera i parkingi za darmo 😅

Nieopodal miejscowości Prilep mieści się monaster (klasztor) Treskavec. Prowadzi do niego bardzo kręta i stroma momentami droga, ale widoki z góry nagradzają ten wysiłek dla samochodu. Klasztor niestety był w remoncie z powodu pożaru sprzed kilku laty.

Treskavec
Droga do klasztoru Treskavec

Przez Macedonię przejechałam w ekspresowym tempie, docierając jeszcze przed wieczorem do Skopje. Zanim wjechałam do miasta, pojechałam do nieodległego kanionu Matka. To ulubione miejsce wypoczynku dla mieszkańców Skopje, ale i wielu zagranicznych turystów, co było widać po ogromnej ilości samochodów ustawionych w długim ogonku przy drodze. W obrębie kanionu znajduje się kilka średniowiecznych klasztorów, a także 10 jaskiń. Można je zwiedzać kajakiem lub łódką. Ja wybrałam się na półgodzinną przejażdżkę łódką (cena 4 EUR). Po drodze piękne widoki skał i szmaragdowej wody.

Przejażdżka łódką po kanionie Matka to bardzo relaksujący sposób zwiedzania.

Skopje wygrywa w moim osobistym rankingu najciekawszych stolic Bałkanów. Jest miastem kontrastów, gdzie nowoczesne budynki sąsiadują z historycznymi. Zabytkowa część kryje w sobie wiele ciekawych miejsc, jak: Stary Bazar, Kamienny Most i Muzeum Macedonii. Przez Kamienny Most przechodzimy na plac Macedonii z pomnikiem Jeźdźca na Koniu, otoczony nowoczesnymi budynkami.

Skopje
Pomnik Jeźdźca na Koniu

Z przyjemnością chodziłam uliczkami w ostatnich godzinach dziennych, a smaczny i niedrogi lokalny posiłek dopełnił pozytywne wrażenia.

26 września, poniedziałek
Macedonia – Kosowo – Bułgaria

W Macedonii niestety powtórzył się problem z kontrolką od czujnika chłodnicy. Z samego rana pojechałam do warsztatu i tam sprawdzili wszystko i zapewnili mnie, że dojadę do domu. Pocieszona tym wybrałam się od razu do Kosowa. Mechanicy kręcili niepewnie głowami na mój pomysł, ale nie mogłabym pominąć tego kraju w mojej podróży.

Kosowo to jedyny kraj na Bałkanach, gdzie potrzebujecie okazać paszport na granicy. Nie obowiązuje tutaj zielona karta, trzeba wykupić na granicy lokalne ubezpieczenie samochodu, minimalne jest na 15 dni za 15 EUR. Walutą jest euro, najlepiej mieć ze sobą gotówkę. Jest to terytorium sporne i częściowo uznawane na arenie międzynarodowej. Zaledwie miesiąc przed moją podróżą (sierpień 2022) pojawiły się napięcia między Serbią a Kosowem, które jest przez Serbię uważane za autonomiczną prowincję będącą częścią ich kraju. Pomimo tych nieciekawych klimatów czułam się bezpiecznie.

Park narodowy Sharr

Przejechałam przepiękną, chociaż krętą drogą przez park narodowy Sharr w górach do Prizren. Po drodze zatrzymywałam się, kiedy mogłam, żeby podziwiać widoki i przestrzenie. Krajobrazy nie ustępują alpejskim. Na przełęczy kupiłam lokalny miód na prezent i ser.

Prizren powstało w czasach rzymskich – pierwsze wzmianki o nim pochodzą z II wieku naszej ery. Miasto przechodziło z rąk do rąk: znajdowało się pod władaniem Bułgarów, Cesarstwa Bizantyjskiego, Serbów, a w końcu Imperium Osmańskiego. Każdy z władców zostawiał w mieście cząstkę swojej kultury, dlatego jest dosyć różnorodne.

Prizren

W Prizren moją uwagę zwróciła najpierw ulica ze sklepami wypełnionymi oszałamiającymi sukniami ślubnymi niczym z baśni tysiąca i jednej nocy.

Suknie ślubne jak z baśni tysiąca i jednej nocy

Później doszłam do starego miasta położonego między rzeką Bistricą a twierdzą Kalaja na wzgórzu. Nad miastem dominuje meczet Sinana Paszy, są też cerkwie. Na bulwarach nad rzeką znajdują się liczne kawiarnie.

W części nowszej za rzeką budynki stare mieszają się z nowymi.

Prizren jest uważany za najładniejsze miasto Kosowa i wierzę tej opinii, ponieważ nie miałam okazji zobaczyć innych. Odpuściłam jazdę do Prisztiny, stolicy Kosowa, gdyż deszczowa pogoda wygoniła mnie z powrotem do Macedonii. Przejechałam autostradą w kierunku Bułgarii i zatrzymałam się w miejscowości nieopodal granicy na nocleg.

27 września, wtorek
Bułgaria – Serbia

Wybitnie nie mam szczęścia do pogody podczas tej podróży. Kolejny dzień zwiedzania w deszczu. Nie chcę narzekać, ale samo się nasuwa 😛

Twierdza Krakra

W drodze do stolicy Bułgarii, Sofii, zatrzymuję się w Perniku, żeby zobaczyć ruiny twierdzy na wzgórzu. Wstęp jest wolny. Twierdza została częściowo zrekonstruowana.

Sobór Aleksandra Newskiego

Na zwiedzanie Sofii warto z pewnością przeznaczyć więcej niż jeden dzień. W centrum znajduje się wiele interesujących obiektów. Moje zwiedzanie pośpieszył deszcz. Obejrzałam imponujący sobór Aleksandra Newskiego w najwyższym punkcie miasta. Wstęp jest płatny, niestety nie miałam lokalnej gotówki.

Pod chodnikiem mieści się wystawa Narodowego Muzeum Archeologicznego, przedstawiająca wykopaliska ze starożytnej osady i obejmująca posągi, kolumny oraz bogatą kolekcję numizmatyczną.

Tuż obok mieści się najstarszy zabytek Sofii, czyli cerkiew św. Jerzego z IV wieku.

Cerkiew św. Jerzego
Meczet Bania Baszi z XVI w.

Jadę dalej zachodnią stroną Bułgarii po dzikich, górskich drogach. Kiedy dojeżdżam do miejscowości Belogradczik, wyłaniają się przede mną wielkie formacje skalne w kolorze czerwonym. Udaję się na spacer w kierunku twierdzy, ale bardziej interesuje mnie ścieżka przyrodnicza wśród skał.

W Bułgarii miałam zabawne spotkanie z policją. Kiedy przejeżdżałam przez jakąś miejscowość, zobaczyłam radiowóz i spokojnie ich minęłam, jadąc dozwoloną prędkością. Nagle spostrzegłam, że radiowóz jedzie za mną, włącza światła, sygnały i każe się zatrzymać. Z lekkim zdziwieniem i odrobiną obawy zastanawiałam się, czego mogą ode mnie chcieć? Policjanci pozdrowili mnie przyjaźnie i wyjaśnili, że potrzebują mojej pomocy, po czym wyciągnęli… polski banknot stuzłotowy 😛 potrzebowali go wymienić na euro.

Podobną sytuację miałam na przejściu granicznym z Serbią, gdzie celnik zawołał mnie na bok i chciał wymienić naderwany banknot na nieuszkodzony 😉 ciekawe historie z tej Bułgarii miałam, nie ma co.

Po przekroczeniu granicy zatrzymuję się w Zajecarze. Robię zakupy w lokalnym Lidlu, bo już skończyły mi się prawie zapasy jedzenia, a zostało jeszcze trzy dni jazdy. W Serbii kierowcy używają klaksonu dużo częściej, niż w innych krajach i nie wiem, czy są aż tak nerwowi, czy to lokalny sposób komunikacji.

Trochę smutno mi, kiedy pomyślę, że to już ostatni kraj i niedługo koniec podróży. Ale jednocześnie czuję, że jestem już mocno zmęczona i cieszę się, że za 2 dni odpocznę u znajomych przed powrotem do domu.

28 września, środa
Serbia

Zwiedzanie Serbii rozpoczynam od przejażdżki wzdłuż Dunaju i granicy z Rumunią, więc oglądam dwa kraje jednocześnie. Chciałam przez chwilę zahaczyć jeszcze o Rumunię, ale wymagałoby to zakupienia kolejnej winiety. Rumunię zostawiam sobie na inny raz, już mam zaplanowaną trasę po Transylwanii, a teraz skupiam się na Serbii.

Dunaj

Dunaj to druga co do wielkości (po Wołdze) rzeka w Europie. Źródło znajduje się w górach Schwarzwaldu, 6 km na północny zachód od centrum miejscowości Furtwangen im Schwarzwald w południowo-zachodnich Niemczech, gdzie swój początek ma rzeka Breg. Dunaj przepływa przez 10 krajów europejskich: Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Chorwację, Serbię, Bułgarię, Rumunię, Mołdawię i Ukrainę (Mołdawia ma dostęp tylko do jednego brzegu), aby w Rumunii i na Ukrainie rozbudowaną deltą ujść do Morza Czarnego. W czasach starożytnych Dunaj (łac. Danubius) stanowił północną granicę Cesarstwa Rzymskiego.

Twierdza Golubac

Wzdłuż Dunaju rozmieszczone są zabytki z czasów rzymskich, takie, jak: Most Trajana, pomnik Decebala i Tablica Trajana. Leżą one na wschód od Donji Milanovac i niestety do nich nie dotarłam, bo skierowałam się w stronę Belgradu, na zachód. Miałam natomiast okazję podziwiać aż trzy twierdze: Golubac, Ram i Smederevo.

Ramska twierdza
Smederevo

Po tej bardzo przyjemnej przejażdżce wzdłuż Dunaju docieram do stolicy kraju, Belgradu. Pomimo sporego ruchu dosyć sprawnie docieram do parku nad rzeką Sawą, gdzie zostawiam samochód i udaję się na zwiedzanie centrum.

Rzeka Sawa

Niestety stolica Serbii mnie nie zachwyciła. Jest tu bardziej „zachodnio”, nowocześnie, niż w pozostałych krajach, ale jednak brak tego czegoś: dominują głównie szare, socjalistyczne budynki. Szybko zwiedzam główne punkty, czyli plac Republiki, ulicę Kneza Mihaila, Parlament i wracam do mojego miejsca postoju nad rzeką.

Deptak Kneza Mihaila
Plac Republiki
Parlament

Udaję się na kolację do galerii handlowej i uświadamiam sobie, że to pierwsze centrum handlowe, które widzę od dwóch tygodni. Na miejscu są popularne sieciówki, znane fast foody i lokalne jedzenie, oczywiście pełne mięsa. Znajduję jednak punkt gastronomiczny z warzywami i zjadam dobry, wegetariański posiłek, a na deser specjalny rodzaj knedli z posypką. Ceny tutaj są wyższe, niż w pozostałych bałkańskich krajach.

Nocleg w Belgradzie trafił mi się w strefie klubowej i do późnych godzin nocnych słychać było hałasy, chociaż to był środek tygodnia. Serbowie nie czekają do weekendu z imprezowaniem. Pomimo niewyspania miało to swój urok, był to bowiem ostatni nocleg w Kikamperze w czasie tej podróży, czyli prawie jak „zielona noc”.

29 września, czwartek
Serbia

Processed with VSCO with k2 preset

Kolejna miejscowość, którą odwiedziłam, czyli Nowy Sad, naprawiła złe wrażenia po Belgradzie. Miasto nie jest takie przytłaczające, ma spokojne tempo i jest kolorowe. Na centralnym placu wznosi się XIX-wieczny ratusz oraz neogotycka katedra. Plac otaczają ładne secesyjne kamienice. Mniejsze uliczki też kryją zadbane budynki. Warto przespacerować się też bulwarami nad Dunajem i zobaczyć twierdzę Petrovaradinska.

Spędziłam w Nowym Sadzie kilka niespiesznych godzin i udałam się dalej w kierunku Suboticy. Tutaj odwiedziłam przyjaciół, którzy obwieźli mnie po najważniejszych atrakcjach miasta oraz pobliskiego Palića.

Palić to miejscowość uzdrowiskowa nad jeziorem Palićko. Kuracjusze korzystali z kapieli, spacerowali po pięknym parku oraz mieszkali w eleganckich willach. Budowle nad jeziorem są w stylu secesyjnym.

Żeńska Plaża, czyli budynek dla kobiet, by mogły pływać bez wzbudzania „niezdrowego zainteresowania”
David, Petra i ich córka Sara – moi przyjaciele z Suboticy

Subotica była najładniejszym serbskim miastem, jaki odwiedziłam. Znajduje się w Autonomicznej Prowincji Wojwodina, podobnie jak Nowy Sad i widać tutaj wiele wpływów dawnego cesarstwa austro-węgierskiego. Zobaczymy tutaj wiele secesyjnych budowli: ratusz miejski, Błękitna Fontanna z ceramiki, przypominająca styl Gaudiego, synagoga oraz ambasada Węgier.

Subotica
Ratusz miejski
Błękitna Fontanna

Tego dnia nocuję w normalnym łóżku i korzystam z normalnej łazienki. Takie przygotowanie do powrotu do domu.

30 września, piątek
Serbia – Węgry – Słowacja – Polska

Doświadczenie Bałkanów nie byłoby kompletne bez burka. Na śniadanie spróbowałam burek halal, czyli bez tłuszczu wieprzowego w cieście. Burek to placek z ciasta filo wypełniony serem lub mięsem.

Żegnam się z moimi przyjaciółmi i wyruszam w długą drogę do domu. Subotica leży tuż obok granicy z Węgrami, więc trasa do domu wynosi jakieś 530 km. Przez Węgry przejeżdżam tym razem autostradami z krótkimi przerwami co 2 godziny dla rozprostowania nóg. Do domu dotarłam po 10 godzinach.

Balkan trip zakończony. Czas odpocząć po podróży, oddać auto do naprawy i spróbować lokalnych przysmaków, które kupowałam prawie w każdym kraju, niczym Asteriks w swojej podróży dookoła Galii.

________________

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/aPuqpnTBXAY7ryFA7

Mapa podróży:

https://www.google.com/maps/d/u/0/edit?mid=1rGKEsqNBBHLZ-2tho6-YF8sSITvDQCE&usp=sharing

Ubezpieczenie podróżne:

https://www.ergo-ubezpieczeniapodrozy.pl/ubezpieczenia/multi-trip/?gclid=Cj0KCQjwof6WBhD4ARIsAOi65ajle5yTd5lga1swsJtSc4lYKfSP34aXYLSPMQxSdV5b2fJWh2BzIu4aAijXEALw_wcB

Winiety:

Winieta SK: https://eznamka.sk/selfcare/purchase 

Winieta HU: https://hu-go.hu/roadtolls?key=037f6d48712673be02842137709e6019 

Winieta SLO: https://evinjeta.dars.si/selfcare/en 

Winieta BG: https://vinetki.bg/en/buyvignette 

Atrakcje:

Plitvickie Jezera https://ticketing.np-plitvicka-jezera.hr/index.aspx?l=EN 

Koszty podróży:

  • paliwo: 2137,37 zł / 4500 km
  • winiety: 307,50 zł
  • Ubezpieczenie samochodu: 295 zł / 30 dni + zielona karta 20 zł
  • Karta SIM: haloo 49 zł
  • Ubezpieczenie podróżne: 179 zł Ergo multitrip
  • Atlas samochodowy 47 zł
  • Płatne autostrady: 42,22 zł
  • Parkingi: 127,63 zł
  • Bilety wstępu: 231,11 zł
  • Jedzenie: 889,29 zł

Razem: 4391,34 zł

Inspiracje:

http://www.globfoterka.pl/balkany-samochodem-trasa-koszty/

https://miniomki.pl/wyprawa-na-balkany-poradnik-praktyczny/

https://bartekwpodrozy.pl/prizren/
Prizren