Gdybym miała powiedzieć komuś, jak to było na tej Islandii, to… Islandia nie jest kierunkiem dla każdego. Nie przychodzi też do głowy jako pierwszy kierunek wakacyjny. Bo kto leci w lecie do kraju, w którym jest zimno?
4 godziny lotu z Polski, dwie godziny różnicy czasu, 21-godzinny dzień polarny i białe noce… Temperatura w czerwcu nie przekracza 17 stopni, nawet w słońcu dokucza silny wiatr, a kiedy pogoda się nie podoba i zacznie znienacka padać, to trzeba poczekać chwilę i zaraz się zmieni. Kiedy wy w Polsce narzekaliście na upały, my w ciągu dnia chodziliśmy zawsze w dwóch warstwach ubrań plus kurtka i czapka, a na noce w namiocie trzeba się nastawić na temperaturę nie więcej niż 10 stopni. Ciepły śpiwór, solidny wiatroodporny namiot i najlepiej do tego butelka z gorącą wodą.
Poza tymi drobnymi niedogodnościami klimatycznymi Islandia nie jest krajem tanim, podobnie jak inne kraje nordyckie. Opcja campingów jest przyzwoita cenowo, ale wiąże się z wożeniem sprzętu, wynajmu samochodu i kupowaniem jedzenia w rzadko występujących marketach. Atrakcje przyrodnicze nie są płatne, ale przy każdej jest płatny parking.
Kiedy już przetrawiliście te trudne wymagania wstępne, do was należy decyzja: czy pojedziecie jak co roku na rybkę w Sopocie, czy wchodzicie w tę niezwykłą, fascynującą przygodę, jaką jest wyspa lodu i ognia. Miejsce, gdzie na niewielkim skrawku lądu znajduje się jezioro pełne gór lodowych i gorące źrodła; gdzie dymi jeszcze lawa po zeszłorocznym wybuchu wulkanu; kraina setek wodospadów, a jeden piękniejszy od drugiego. Krajobraz zmieniający się w przeciągu kilkudziesięciu kilometrów, jakby nie z tej planety.
Jechałam na Islandię z myślą, że czeka mnie jeden z najtrudniejszych survivali, jakie przeżyłam. Ale gdybym miała decydować jeszcze raz, czy jechać, nie zastanawiałabym się długo.
Jak do tego doszło?
Tym razem nie był to samodzielny wyjazd, ale zorganizowana wyprawa dla instruktorów Pathfinder, czyli Master Guide Camp, odbywający się co 2 lata w krajach Wydziału Transeuropejskiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Był to szczególny, jubileuszowy camp z okazji 100-lecia działalności Master Guide i oprócz naszego wydziału przyjechały też osoby z Wydziału Północnoamerykańskiego. Zanim jednak spotkaliśmy się z ponad setką instruktorów, zrobiliśmy sobie prywatną objazdówkę z grupą z Polski.
Jak dolecieć na Islandię?
Z Polski bezpośrednie loty wykonuje Wizzair. W zimie można trafić na niezłe promocje i znaleźć bilety nawet do 200 zł w obie strony. Nie pytajcie o ceny biletów w czerwcu: lecieliśmy w wysokim sezonie, więc ceny też były odpowiednio wysokie. Ponadto linia Wizzair testowała moją cierpliwość klienta i trzy razy zmieniała lot powrotny :/ zaoszczędziłam tylko na bagażu rejestrowanym, bo spakowałam się jak zwykle w plecak do bagażu podręcznego, a śpiwór z bivy bag i materacem przytroczyłam do plecaka. O dziwo taki tobół przeszedł. Jeśli chcecie zwiedzać Islandię niskobudżetowo, namiot bardzo się wam przyda.


Czwartek, 16 czerwca
Boże Ciało

Wylot mamy z Gdańska wieczorem, a ponieważ to dzień wolny, więc wybrałam się pociągiem do Gdańska kilka godzin wcześniej, żeby co nieco pozwiedzać. Nie miałam szczęścia do mojego bagażu: urwały mi się szelki w workoplecaku z jedzeniem i trochę mi ciążył podczas chodzenia, ale odświeżyłam sobie Stare Miasto w Gdańsku i zjadłam pyszny obiad ze znajomymi przed wylotem.

Po przylocie odebrał nas Polak – facet z wypożyczalni samochodów. Na Islandii pracuje i mieszka bardzo dużo Polaków, jest to chyba największa mniejszość narodowa na wyspie. Na lotnisku niemal co trzecia osoba z obsługi mówi po polsku.
Przyjeżdżamy na nasz kemping oddalony 80 km od Reykjaviku – stolicy Islandii. Chociaż jest już prawie północ, wcale się nie ściemnia. Rozbijamy namioty, ja rozkładam moje bivy bag i z maskami na oczach udajemy się do snu.

Piątek, 17 czerwca
Święto niepodległości Islandii
Nie była to dla mnie łatwa noc: szybko się okazało, że bivy bag nie nadaje się na islandzką pogodę. Podczas deszczu w środku gromadziła się wilgoć. Przeniosłam się do auta i tam spałam do końca naszej trzydniowej objazdówki. Ponadto było mi trudno się przyzwyczaić do białych nocy i dużo niższej temperatury.

Jak dobrze zacząć przygodę z Islandią po zimnej nocy? Najlepiej od gorących źródeł, a jeszcze lepiej od gorącej rzeki. Kierujecie się do miasteczka Hveragerdi i dalej do parkingu za miastem, z którego zaczyna się 3 km szlaku. Lekkie podejście w górę, malownicze doliny, wodospad i bulgoczące źrodła siarkowe to atrakcje po drodze. Na końcu znajdują się drewniane platformy na rzece. Podejdźcie nieco wyżej, gdzie łącza się dwa strumienie: ciepły z zimnym i cieszcie się gorącą wodą o każdej porze roku.


Zaczynamy naszą trzydniową objazdówkę po Islandii z wysokiego C, czyli najbardziej znanych wodospadów. Wodospad Seljalandsfoss można podziwiać także z nietypowego kąta, czyli od tylu. Koniecznie weźcie ze sobą peleryny od deszczu, bo siła wody jest potężna!

Skogafoss – kolejny pocztówkowy wodospad Islandii przy głównej obwodnicy nr 1 w części południowej. To niesamowite, że przejeżdżając zaledwie kilkadziesiąt kilometrów ciągle napotykamy na piękne krajobrazy! A już niedługo zmieni się nam klimat…


Reynisfjara to jedna z najniebezpieczniejszych plaż świata – wygląda pięknie i niewinnie ze swoim czarnym piaskiem, ale zdradliwe fale potrafią wciągnąć nieostrożnych turystów w głąb oceanu. Podczas naszego pobytu jedna pani przechadzając się po brzegu omal nie stała się ofiarą! Pamiętajcie: nie stawiajcie tyłem do wody w bezpośredniej bliskości morza!

Inna czarna plaża niedaleko Reynisfjary, spokojniejsza, kameralna. Ponad głowami krążą kolonie ptaków, a po plaży przejeżdżała akurat niewielka wycieczka konna. Wypatrywaliśmy maskonurów (puffins), czyli biało-czarnych ptaszków z charakterystycznym papugowatym dziobem, ale daremnie.

Zbliżamy się do jednego z najciekawszych obszarów na Islandii – lodowca Vatnajökull, największego lodowca w Europie, który pokrywa 8 % wyspy. Żeby objechać go w całości potrzebowalibyśmy kilku dni tylko na sam lodowiec, więc podczas naszej wyprawy zaledwie zbliżyliśmy się do jego południowego krańca.

Nocujemy już ponad 300 km dalej od wczorajszego campingu. Tej nocy na szczęście nie pada, ale doświadczamy innych uroków islandzkiej pogody: potwornie wieje. Wiatr znad oceanu szarpie namiotami z łatwością i przetoczył nawet drewniany stolik. Nie ma żartów, trzeba dobrze przymocować linki!
Sobota, 18 czerwca
Drugi dzień objazdówki

Na początek dnia udajemy się na trekking do wodospadu Svartifoss – niezwykłego wodospadu spadającego z geometrycznej ściany złożonej z sześciokątnych bazaltowych czarnych kolumn. Wodospad leży tuż przy lodowcu Skaftafellsjökull. Na szlaku można podziwiać jeszcze jeden wodospad po drodze, Hundafoss.


Svinafellsjökull to jęzor wielkiego lodowca Vatnajökull, największego lodowca w Europie. Byliśmy podekscytowani jak dzieci, biegnąc niemal ścieżką wzdłuż kanionu, żeby chociaż dotknąć fragmentu lodu. Nie doszliśmy do końca, bo była to dłuższa wyprawa. Ale jeszcze się lodowca w ciągu dnia naoglądamy 😀

Jesteśmy na wyspie arktycznej, więc takie krajobrazy nie powinny nas dziwić, a jednak…

Chyba najpiękniejsze i najbardziej niezwykle miejsce, jakie zobaczyłam na Islandii. Lodowe jezioro Jökulsarlon rozłożyło nas na łopatki: pływające góry lodowe, kolonie ptaków i fok… to jest Arktyka!

Diamond Beach – kolejne magiczne miejsce obok lodowej laguny. Czarna plaża mieniąca się kryształami lodu o monstrualnych rozmiarach. Na niektórych bryłach można nawet na chwilę przycupnąć 😅 prawdziwa kraina lodu!

Na Islandii czasem bywa ciepło, choć trudno w to uwierzyć. Korzystając ze słonecznego dnia pojechaliśmy do kanionu Fjadrargkjufur, kanionu rzecznego, który można zwiedzić szybko i sprawnie, idąc wzdłuż ścieżki widokowej. Piękne widoki i kolejne wodospady. Kanion lezy tuż przy drodze nr 1.

Kilka słów o łubinie na Islandii w towarzystwie tych pięknych pań (i pana, który robił nam zdjęcie). Chociaż tworzy zachwycające kobierce i w tym czasie, kiedy odwiedziliśmy wyspę, kwitł na potęgę, to jest niestety traktowany jako niekontrolowany chwast. Łubin został sprowadzony w latach 70. ubiegłego wieku z Alaski, aby zapobiec pogłębiającej się erozji gleby i nieco ożywić wulkaniczny krajobraz. Łubiny zaczęto siać wzdłuż wybrzeży i tylko tam miały one występować. Jednak błyskawicznie zaczęły się rozprzestrzeniać również w stronę wnętrza wyspy. Z roku na rok łubinów jest coraz więcej, a to powoduje trudności z uprawą innych roślin. Zagrożone są również już niewielkie dzisiaj i bardzo rzadkie skupiska brzozy islandzkiej.

Chociaż łubin sprawdza się swietnie w roli użyźniania ziemi za pomocą brodawek korzeniowych przetwarzających azot z powietrza na związki użyźniające glebę, to zdania mieszkańców i naukowców są w tej sprawie podzielone. Na pewno przydałaby się nad tym zielskiem większa kontrola.

Chociaż mieliśmy ambitne plany objechać wyspę dookoła, jednak decydujemy się na powrót na zachód. Jutro ostatni dzień naszej objazdówki.
Niedziela, 19 czerwca
Trzeci dzień objazdówki

Na Islandii znajduje się wiele miejsc z gorącymi źródłami, ale Hrunalaug jest położone tak malowniczo, że jest warte wydania 1000 koron za wstęp. Trzy niewielkie baseny i stara chatka kąpielowa pośród niewysokich wzgórz tworzą nastrojowy krajobraz do kąpieli. Nie żałujcie sobie odrobiny ciepła w pochmurny dzień 😀

Jedziemy na zachód wyspy, w stronę Reykjaviku i dalej na północ. Przez zatokę Hvalfjörður przejeżdżamy podwodnym tunelem.

Zwiedzając wyspę odwiedźcie koniecznie zachodni półwysep Snæfells, nazywany „Islandią w miniaturze”. Napotkacie tam czarne plaże, wodospady, górskie drogi, klify, lodowiec i wulkan, a także górę Kirkjufell ze zdjęcia, nazywaną potocznie „czapką Gandalfa”. Większość krajobrazów oglądaliśmy niestety przez szyby samochodu, bo tego dnia niemal cały dzień lało. Przedzieraliśmy się na koniec przez korek w drodze do Reykjaviku, żeby oddać auto do wypożyczalni. Stamtąd właściciele podwożą nas na nasz camping.

Poniedziałek, 20 czerwca
Pierwszy dzień MG hike

Skończyło się wożenie autem, teraz zaczyna się twarda przygoda. Razem z innymi instruktorami zjechaliśmy na farmę na samym końcu wyspy, gdzie po pożywnym śniadaniu, spakowani, oczekujemy na autobus, który ma nas zawieźć do punktu startowego hike’u. Czekają nas 3 dni wędrówki po południowo-zachodnim półwyspie Islandii. To około 30 km dziennie marszu.

Dzielimy się na grupy z krajów, z których przyjechaliśmy, a jeśli ktoś czuje się mocniejszy i szybszy, dołącza do innych. Do takiej grupy trafiliśmy z częścią naszej polskiej ekipy. Mamy wśród nas Chorwatów, Serbów, Norwegów i Brytyjczyków. Dalszy marsz zweryfikował skład grupy na następny dzień.


Pamiętacie wybuch wulkanu na Islandii w zeszłym roku, kiedy to ludzie przyjeżdżali i robili sobie zdjęcia na tle płynącej lawy? To właśnie ten sam wulkan. Lawa już zastygła, chociaż nadal trochę się dymi. Niesamowite przeżycie wejść w dół krateru i stąpać po lawie 😀



Po całym dniu marszu docieramy do naszego obozowiska. Mamy styrane stopy po 28 km. Jesteśmy pośrodku niczego: tylko przenośne toalety i dawny budynek pasterski są śladami cywilizacji. Jemy najsmaczniejszą na świecie kolację i szykujemy się do odpoczynku.

Wtorek, 21 czerwca
Drugi dzień MG hike

Drugi dzień hike’u był doświadczeniem ekstremalnym dla każdego niemal uczestnika. Pokonaliśmy z naszą grupą 32 km w 7,5 h marszu… Czyli praktycznie biegliśmy bez zatrzymania. Nie było czasu ani warunków na zdjęcia, postoje i kontemplowanie krajobrazu, bowiem przez cały dzień nieustannie lało i zacinało wiatrem znad oceanu. Pod koniec marszu nie myśleliśmy o niczym, tylko automatycznie stawialiśmy kroki jeden za drugim.

Kiedy dotarliśmy do końca dzisiejszego dystansu, ze zdziwieniem zastaliśmy jedynie przenośne toalety na środku pustego pola… Szybko pojawił się samochód terenowy, który zaczął ewakuować ludzi do szkoły, do której mieliśmy dotrzeć następnego dnia. Większość była przemoczona i przemarznięta. Tylko para Norwegów, ojciec z córką, zostali na polu w namiocie i dokończyli hike następnego dnia.

Środa, 22 czerwca
Trzeci dzień MG hike

Dzień odpoczynku i suszenia rzeczy. Jesteśmy zakwaterowani w adwentystycznej szkole. Nie robimy za wiele tego dnia, siedzimy w stołówce, gramy w gry planszowe, pozwalamy naszym nogom odpocząć i radośnie witamy dzielnych Norwegów, którzy po południu docierają do szkoły.
Czwartek, 23 czerwca
Pierwszy dzień MG camp

Dla zdrowia i dobrego samopoczucia organizatorzy zabrali campowiczów do ulubionej atrakcji z początku naszej objazdówki: gorącej rzeki. Tym razem poszliśmy nieco wyżej i znaleźliśmy najlepsze miejsce, gdzie gorąca woda mieszała się z zimną. Przesiedzieliśmy tam ze 2 godziny z grupą Norwegów, Finów i Serbów i cieszyliśmy się błogim nicnierobieniem.

Na popołudnie mieliśmy zapewnioną atrakcję niedaleko szkoły. The Lava Tube Tunnels to położona w tunelu lawowym jaskinia pełna ciekawych formacji. Najbardziej niezwykłym momentem było, kiedy przewodnik zgasił wszystkie światła i przez kilka minut staliśmy w nieprzeniknionej ciemności.

Piątek, 24 czerwca
Drugi dzień MG camp

Dzień warsztatów i wymiany umiejętności. Poznajemy się wzajemnie, uczymy się praktycznych rzeczy i pozytywnie integrujemy. Tyle niezwykłych osobowości w jednym miejscu!

Kończymy dzień na czarnej plaży z campowiczami i witamy rozpoczynający się dzień szabatu. Wieczorem jeszcze zbieramy się małą grupą w sali szkolnej i śpiewamy do północy.

Sobota, 25 czerwca
Trzeci dzień MG camp
Tego dnia mamy radosne sobotnie nabożeństwo i szczególną uroczystość dla dwóch członków naszej polskiej ekipy: Mariusz i Magda zostają Master Guide’ami.

Po południu jedziemy na wycieczkę wzdłuż Golden Circle, czyli najlepszych atrakcji Islandii.

Bez gejzeru się nie liczy! Odwiedźcie koniecznie geotermalny obszar, żeby podziwiać gejzer Strokkur. Trzeba się naczekać kilka minut, żeby zobaczyć erupcję, ale ten pokaz można oglądać wielokrotnie bez znudzenia 😀 na terenie parku znajdują się inne gorące źródła, a po obszarze można spacerować wyznaczonymi ścieżkami.

Wisienką na torcie jest wodospad Gullfoss – potężny, majestatyczny, szeroki. Można go podziwiać z dołu i z góry, stojąc na platformach w skale. Dołącza do kolekcji islandzkich wodospadów jako 101., ale zdecydowanie najlepszy!


Park narodowy Thingvellir, należący także do Golden Circle mijaliśmy w niedzielę, ale z powodu deszczu nie zatrzymaliśmy się tam. To dobrze, bo odwiedziliśmy go w sobotę wieczorem. Tutaj znajdował się pierwszy parlament Islandii i widać odkryte północnoamerykańskie i euroazjatyckie płyty tektoniczne.


Niedziela, 26 czerwca
Zakończenie MG camp
Kończymy nasz niezwykły tydzień i obóz. Rozjeżdżamy się autokarami na lotnisko. Czeka mnie 12 godzin oczekiwania na samolot do Warszawy, a do domu docieram następnego dnia, w poniedziałek po południu. Tam oczekuje mnie prawie 30-stopniowy upał, co jest miłą odmianą po islandzkich chłodach i noszeniu termoaktywnej bielizny przez cały tydzień.

Islandia nie jest dla każdego, ale jeśli masz w sercu miłość do przyrody i przygody, to jest to kraj zdecydowanie dla ciebie.
____________
Więcej zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/FQ9LYHmxLWoJpcq78
https://photos.app.goo.gl/9CSyBCtNHRSsG4k18
https://photos.app.goo.gl/TTXz7tVokyFxFsVv9
Mapa miejsc: https://goo.gl/maps/yJgAkxER4pcGKHCa6
Koszt 3-dniowej objazdówki samochodem na osobę przy 5 osobach: 1045 zł
Mój koszt całej 12-dniowej wyprawy: 4700 zł
Inspiracje: