Szlakiem bieszczadzkich aniołów: kolejka bieszczadzka do Balnicy, Cisna, Komańcza

Nadszedł wreszcie ten niezapomniany dzień, kiedy wyruszyliśmy w podróż. Poprzedniego dnia mieliśmy ognisko z pieczeniem ziemniaków, a już rano wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy najpierw przez Duklę, a potem na chwilę do Barwinka, do przejścia granicznego. Ronia spełniła swoje marzenie: była pierwszy raz za granicą 🙂
Od Dukli w stronę Komańczy śledziliśmy fantastyczne widoki z okien samochodu. Usiłowałam robić zdjęcia przez otwarte okno, ale tylko kilka wyszło bez rozmazania. 
Tuż przed Cisną, w Majdanie, zatrzymaliśmy się na stacji kolejki bieszczadzkiej. Dobrze, że przyjechaliśmy już koło południa: bilety na większość kursów były już wykupione, musieli zorganizować dodatkowy. Ludzi było pełno, przyjeżdżali niemal ze wszystkich stron Polski.

Co jakiś czas podjeżdżały powracające kursy. Widok dymiącej lokomotywy – bezcenne 🙂

I mała sesja zdjęciowa z eksponatami. W pobliżu stacji znajdował się skansen zabytkowych kolejek.

On the road again

Spacer po nieczynnych torach był szaloną atrakcją dla Roni (i dla mnie też 😉

Chociaż… czasami może okazać się to niebezpieczne 😛 aaaaa!

Na nas już czas, wsiadamy i ruszamy 🙂

Kolejka do Balnicy przejeżdża najpierw wzdłuż drogi, którą jechaliśmy, a za Żubraczem skręca w las.

Tu asfalt się kończy, a zaczyna blues 😉
SDM kojarzy mi się z Bieszczadami absolutnie.

Piękne krajobrazy, podziwiane z okien kolejki.

Balnica, koniec trasy. Tory ciągną się dalej, ale nic już tamtędy nie jedzie. Znajdujemy się tuż obok granicy ze Słowacją.

Ronia po raz drugi tego dnia za granicą 🙂 przekroczyła ją kilkanaście razy, korzystając z okazji 😉

Sesyja z kolejki.

Po powrocie do Majdanu pojechaliśmy jeszcze do Cisnej. To niewielka miejscowość, ale wypełniona pensjonatami dla turystów. Za jednym z nich jest Siekierezada, słynny bar, miejsce spotkań bieszczadzkich artystów i baza harleyowców. U góry jest galeria bieszczadzkich malarzy.

Słynne bieszczadzkie anioły 🙂

Okazało się, że anioły są nie tylko zielone 🙂

Droga powrotna. Przystanek przed Komańczą na posiłek i podziwianie widoków. Czy ktoś rozpoznaje te szczyty? Wyglądają mi na słowackie 😉
EDIT: to chyba połoniny.
Moment, w którym tata postanowił się przejść. Mama wzięła samochód, a ja, Ronia i tata wysiedliśmy i szliśmy 2 km na piechotę wzdłuż drogi. Co to za wycieczka bez wędrowania? 😉

W Komańczy zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby obejrzeć cerkiew prawosławną z XVI w. Niestety była zamknięta, więc tylko okrążyliśmy ją z zewnątrz.

Dalej pojechaliśmy już bez zatrzymywania przez Rymanów i do domu, nadal podziwiając widoki, zwierzęta i ciesząc się, że trafiła się nam fantastyczna pogoda. 
Wiem, że zaledwie musnęłam teren – nie pojechałam wielką pętlą bieszczadzką, nie byłam w Ustrzykach Górnych, nie pochodziłam po połoninach, nie zdobyłam żadnego szczytu i nie dotarłam na najbardziej wysunięty na południe punkt Polski – ale taka wyprawa jeszcze przede mną 🙂